W czwartek 25 sierpnia rząd Beaty Szydło zatwierdził wstępny projekt budżetu państwa na rok 2017. Informacja o 59 miliardach złotych deficytu obiegła wszystkie media i przeraziła polskich liberałów, a minister Szałamacha błyskawicznie otrzymał łatkę „człowieka, który opracował budżet z największym deficytem w historii Polski”. Panie Petru, Panie Schetyno – bądźmy poważni i rozmawiajmy w kategoriach realnych. Jeśli deficyt wyrazić jako część PKB, to budżety Platformy Obywatelskiej miały większe deficyty. Podobno od 2007 roku byliśmy "zieloną wyspą", a przecież tylko w latach 2014 i 2015 udało się utrzymać deficyty poniżej unijnego progu 3% PKB.

Prawo i Sprawiedliwość obietnicami socjalnymi rozbudziło słuszne nadzieje Polaków, którzy byli pomijani przez większość rządów III RP. Jest jeszcze za wcześnie, aby poznać szczegóły przyszłorocznego budżetu, ale niestety już teraz widać, że brakuje mu koniecznej odwagi, aby sfinansować obiecaną i konieczną rozbudowę państwa opiekuńczego. Utrzymując podwyższone stawki VAT, które według założeń miały zostać obniżone w 2017 roku, rząd Beaty Szydło podwyższa opodatkowanie najbiedniejszych, którzy większą część swoich dochodów wydają na konsumpcję. To niezrozumiałe, że Polska cały czas ma 23% VAT na artykuły dziecięce, podczas gdy miliarderzy nie płacą podatku spadkowego. Wprowadzone daniny sektorowe – podatek bankowy oraz podatek od supermarketów -- przyniosą dochody niższe od pierwotnie zakładanych. Podatek miedziowy, który według obietnic z kampanii wyborczej miał zostać zniesiony, wciąż będzie obowiązywał. Zyski spółek skarbu państwa zostaną w nich zatrzymane, aby mogły one realizować gigantyczny plan premiera Morawieckiego.

Podatki w Polsce nadal pozostają niesprawiedliwe - obciążają niewspółmiernie osoby o niskich dochodach. Patrząc na całkowite opodatkowanie pracy, pracownik na płacy minimalnej płaci w podatkach podobną część swojego dochodu, jak podsekretarz stanu w ministerstwie, czy prezes spółki giełdowej, i wiecej niż inwestor giełdowy. Tymczasem minister Morawiecki chce dodatkowo obniżyć o połowę podatki od dochodów z kapitału. Wśród państw OECD Polska wciąż wyróżnia się niskimi podatkami i niską progresją systemu. Mimo przejęcia władzy przez „socjalny” PiS, wciąż nie podwyższono kwoty wolnej od podatku, liczba progów pozostaje niewielka, nadal istnieje maksymalny pułap składek na ubezpieczenie emerytalne, a skala progresji porównywalna jest z Chile.

Optymistyczne założenia, na których oparty jest tegoroczny budżet, będą prawdopodobnie oznaczać konieczność jego nowelizacji w przyszłym roku. Prawo i Sprawiedliwość wciąż jednak pozostaje zwolennikiem liberalnej narracji, zgodnie z którą podatki powinny być niższe, a owoce wzrostu gospodarczego będą „skapywać” do mniej zarabiających. Oznacza to niestety, że w ciągu roku dojdzie do dalszego zwiększenia liczby niezrealizowanych obietnic.W takich warunkach nawet wartościowy program 500+ stanie się programem "500 zamiast", dla którego sfinansowania zostaną poświęcone inne wydatki na cele społeczne. Ofiarami liberalnej polityki podatkowej rządu Beaty Szydło będą najpewniej pielęgniarki, lekarze i nauczyciele, oraz inne ważne, ale bezsilne grupy społeczne, którymi PiS interesował się tylko w trakcie kampanii wyborczej.

Rozbudowa państwa opiekuńczego wymaga nie tylko zwiększenia wydatków państwa, ale także zapewniania wpływów koniecznych do jego długookresowego sfinansowania. Inaczej zamiast strategicznej inwestycji w lepsze społeczeństwo otrzymamy wkrótce cięcia innych wydatków socjalnych. Pierwszy autorski budżet Prawa i Sprawiedliwości nie daje nadziei na prawdziwą #DobrąZmianę. Będziemy go uważnie monitorować.

Komisja ds. polityki gospodarczej i finansów Rady Krajowej Razem

Fot. European Parliament, na licencji CC BY-NC-ND 2.0