150. rocznica narodzin Ignacego Daszyńskiego
Z okazji 150. rocznicy urodzin Ignacego Daszyńskiego – jednego z największych polskich lewicowych patriotów – przypominamy jego życiorys. Jest to potrzebne zwłaszcza teraz, gdy niektórzy najchętniej wykreśliliby pojęcie „lewicy patriotycznej” z polskiej historii. Stanowczo sprzeciwiamy się próbom poddania Ignacego Daszyńskiego tzw. dekomunizacji. To nie pierwsza próba umniejszenia zasług polskiej lewicy patriotycznej – próbowali to robić wcześniej także komuniści, zarówno w okresie PRL-u, jak i międzywojnia.
Ignacy Daszyński urodził się w wielokulturowym Zbarażu 26 października 1866 r. w ubogiej, wielodzietnej rodzinie urzędniczej. Rodzice zaszczepili w nim ideały patriotyczne. Ojciec, Ferdynand Daszyński, był austriackim urzędnikiem, ale pomagał rodakom walczącym w powstaniu styczniowym. Bardzo silny wpływ na Ignacego miał także jego brat Feliks; razem z nim rozpoczął działalność konspiracyjną jako młody chłopak. Już wtedy zainteresowała się nimi austriacka policja.
Ignacy bardzo dobrze się uczył, a dzięki wychowaniu w wielokulturowym środowisku władał kilkoma językami. W szkole przyjaźnił się z Żydami i Ukraińcami, z którymi konspirował przeciwko zaborcy. W 1882 roku, w wieku 16 lat, decyzją władz austriackich został wydalony z gimnazjum za szerzenie treści patriotycznych. Dwa lata później organizował we Lwowie tajne koła socjalistyczne. Tam też pierwszy raz zetknął się ze środowiskiem robotniczym. W miejscowej gazecie opisywał warunki życia robotników i nieludzki wyzysk, któremu byli poddawani. Maturę zdał w Krakowie, wkrótce rozpoczął studia przyrodnicze, musiał je jednak przerwać ze względu na ciężką sytuację materialną. Podjął pracę guwernera w jednym z dworów niedaleko Łomży. W 1889 r. w wieku 23 lat został aresztowany na pół roku – policja była przekonana, że zatrzymała jego brata, Feliksa. Po wyjściu na wolność nadal był śledzony. Za udział w demonstracji ukarano go zakazem edukacji w Polsce – to zaważyło na jego decyzji o emigracji.
W tamtym czasie miał już ukształtowane poglądy będące mieszanką głębokiego patriotyzmu i szczerej wiary w socjalizm. Rozumiał, że „Polska musi być ludową lub upadnie; kto chce Polski silnej, ten podda się ludowi polskiemu”.
Po powrocie do kraju w 1890 r. Daszyński kontynuował działalność polityczną. Był jednym z przywódców i współzałożycieli Partii Robotniczej, powołanej w 1890 r. we Lwowie. Należy go uznać również za współtwórcę Galicyjskiej Partii Socjalno-Demokratycznej, przekształconej następnie w Polską Partię Socjalno-Demokratyczną Galicji i Śląska. W tym czasie przemawiał na licznych wiecach i prowadził bogatą działalność publicystyczną.
Ale jako wybitny polityk dał się poznać dopiero w austriackim parlamencie, w którym zasiadał aż do 1918 r. Walczył w nim o interesy polskie, a nie austriackie. Zasłynął jako wybitny mówca, budzący głębokie uznanie nawet u swoich przeciwników. Konserwatywny publicysta Stanisław Cat-Mackiewicz opisywał go tak: „Rzadko odzywał się z trybuny, ale każde jego odezwanie się pokazywało to, co się nazywa lwi pazur. Sarkazmem, ironią w połączeniu z patosem i szlachetnym dźwiękiem głosu gniótł przeciwnika jak świecę woskową”.
Podczas rewolucji w 1905 roku publicznie spalił portret cara. Zasiadał w Radzie Miejskiej Krakowa, w której tępił prawicowy konserwatyzm i lojalizm wobec zaborcy. Jako człowiek bardzo wrażliwy społecznie swoją działalność i uwagę poświęcał głównie kwestiom poprawy warunków życia robotników i walki z ubóstwem. W jednym z tekstów pisał: „gdyby ludzie pracy mogli rozporządzać środkami do pracy, wtedy nie byłoby może brylantów i zbytków, ale nie byłoby głodnych, biednych i ciemnych. (…) Tylko próżniakom byłoby wtedy źle na świecie!”.
Przed I wojną światową doprowadził do znacznego zbliżenia Polskiej Partii Socjalno-Demokratycznej z Polską Partią Socjalistyczną – Frakcją Rewolucyjną Józefa Piłsudskiego. Podobnie jak Piłsudski uważał, że „wszystkie siły narodu polskiego powinny zwrócić się przeciw caratowi rosyjskiemu, który jest nieprzejednanym i okrutnym gnębicielem ogromnej większości naszego narodu”.
Podczas I wojny światowej przez pewien czas nosił mundur strzelecki. Potem wrócił do polityki – tym razem do walki o niepodległe państwo polskie. W sprawie niepodległości nie miały dla niego znaczenia podziały partyjne ani polityczne. We wrześniu 1918 r. skierował do parlamentu austriackiego uzgodniony z prawicową Narodową Demokracją wniosek o przywrócenie niezawisłego państwa polskiego w obrębie trzech zaborów i z dostępem do morza. Przyczyniło się to do umiędzynarodowienia sprawy polskiej i poprzedziło nasz udział w konferencji pokojowej w Paryżu.
W październiku 1918 r. Daszyński współtworzył zalążek państwowości polskiej – Polską Komisję Likwidacyjną, a w nocy z 6 na 7 listopada 1918 r. został premierem świeżo utworzonego Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej. Manifest tego rządu z 7 listopada 1918 r. był świadectwem wielkiej troski o sprawiedliwość społeczną i postęp w granicach odradzającego się państwa. Zapewniał bezpłatną i – co nie mniej ważne – świecką naukę, ośmiogodzinny dzień pracy w przemyśle i handlu, powszechne prawo wyborcze i pełne równouprawnienie obywateli, a nawet udział pracowników w zarządzaniu przedsiębiorstwami (dziś to jeden z przepisów Kodeksu pracy).
Manifest Tymczasowego Rządu Ludowego Republiki Polskiej, pierwszego legalnie działającego ośrodka władzy o pewnej sile politycznej, bezspornie zasługuje na to, by rocznicę jego ogłoszenia świętować jak niepodległość. Pamiętajmy, że 11 listopada stał się świętem państwowym dopiero w 1937 r. i nie był to owoc zgody narodowej, lecz element kultu Józefa Piłsudskiego. Należy też pamiętać, że władze PRL-u celowo nie przypisywały dacie 7 listopada większego znaczenia, bo tradycyjnie było to święto lewicy patriotycznej, która miała duży udział w walce o niepodległość. „To nie kto inny, a właśnie Ignacy Daszyński, polski socjalista, utworzył 7 listopada 1918 pierwszy po odzyskaniu niepodległości rząd” – przypominał zasługi polityka prof. Ludwik Malinowski.
14 listopada 1918 r. Józef Piłsudski powierzył mu misję sformowania rządu, ale największą sławę polityczną przyniosła mu rola posła Sejmu Ustawodawczego. Piastował też stanowiska marszałka i wicemarszałka Sejmu. Nadal wygłaszał znakomite przemówienia i pisał dużo tekstów odbijających się szerokim echem. Jak wcześniej w zaborze austriackim, tak i w niepodległej Polsce walczył o poprawę losu najbiedniejszych. Tuż przed śmiercią przyznał: „Pracowałem całe życie z robotnikami. Im zawdzięczam, że moja praca nie poszła na marne”. Krytykował brak odważnych reform socjalnych ze strony rządu. Ubolewał nad analfabetyzmem i nędzą swoich współobywateli, którym II Rzeczpospolita nie przyniosła obiecanego wyzwolenia. Daszyński uważał, że aby obywatele i obywatelki mogli korzystać z przyznanych im wolności i praw politycznych, należy zagwarantować im elementarne prawa ekonomiczne i godną płacę. Te poglądy są wciąż aktualne w III Rzeczypospolitej, która wprawdzie przyniosła wolności demokratyczne, ale i wykluczenie ekonomiczne dla znacznej części społeczeństwa.
Ignacy Daszyński twardo występował przeciwko klerykalizacji życia publicznego, ale nie religii. „A jednak nie bawiłem się nigdy w zwalczanie religii jako potrzeby umysłu ludzkiego… Nigdy też religii mas ludzkich nie lekceważyłem, a nie mając ładnych talentów na reformatora religijnego, robiłem swoją rzecz, zachowując ścisłą rezerwę wobec Kościoła. Dopiero kiedy nas biskupi i księża zaczęli zwalczać w dziki sposób, broniliśmy się jak umieli”. Opowiadał się przeciwko wygłaszaniu przez księży kazań politycznych, pisząc: „ksiądz politykujący miesza ciągle rzeczy ziemskie z niebieskimi lub piekielnymi, widzi wszędzie »masonów« czy diabłów, każe się modlić tam, gdzie działać trzeba, każe być pokornym, gdzie trzeba być opozycyjnym, a zawsze i wszędzie zasłania swoją ziemską, często marną osobę Panem Bogiem, przez co staje się gorszym bluźniercą niż największy niedowiarek”.
Ignacy Daszyński konsekwentnie opowiadał się za patriotyzmem, zwalczając nacjonalizm i faszyzm jako jego zaprzeczenie. Dostrzegał w nich wielkie zagrożenie dla spójności Rzeczypospolitej. Po morderstwie prezydenta Gabriela Narutowicza powiedział w Sejmie: „Wasz faszyzm albo zginie w Polsce, rozbije głowę o demokrację albo Polska zapłonie wojną domową”. Nie bez racji powtarzał, że „nacjonalizm jest jak narkoza, która oszałamia tłumy” – widział w niej przyczynę wszelkich wojen. Po jego śmierci okazało się, że to właśnie szalejące nacjonalizmy były przyczyną wybuchu II wojny światowej.
Ten „kościsty starzec o wciąż płomiennym wejrzeniu oczu” (za Catem-Mackiewiczem) dużo uwagi poświęcał prawom kobiet, które w II Rzeczypospolitej, podobnie jak i w III Rzeczypospolitej, padały ofiarą dyskryminacji. Pisał: „Nie umiem sobie nawet wyobrazić tego, co będzie z życiem ludzkości, jeżeli połowa jej – kobiety wejdą naprawdę w to życie z wolą świadomą, z siłą odpowiadającą nie tylko swej liczbie, lecz i walorom kobiecym, silniejszym pod pewnym względem od męskich. Dzisiejsze doświadczenia niczego jeszcze nam powiedzieć nie mogą, bo dotychczas kobiety odgrywają – pomimo swych praw – niezwykle skromną rolę w życiu gminy czy państwa. Jest to śpiące jeszcze wojsko, które nie wyszło do walki. Co będzie, gdy połowa ludzkości się zbudzi i zacznie działać, tego nikt przewidzieć nie może”. Te słowa są szczególnie aktualne w kontekście Czarnych Protestów odbywających się na terenie całego kraju. Ignacy Daszyński nie bez powodu nazywał kobiety „wojskiem”, zdając sobie sprawę z ich siły w kontekście walki o prawa polityczne i ekonomiczne.
Współcześni historyczni narratorzy lubią łączyć przedwojenną lewicę patriotyczną, tj. PPS i Daszyńskiego, z bolszewizmem. Jest to niesłuszne w kontekście faktu, że podczas wojny polsko-bolszewickiej Daszyński zasiadał w Radzie Obrony Państwa, a następnie Rządzie Obrony Narodowej, której był wiceprzewodniczącym. „Błędny rycerz polskiego parlamentaryzmu” tak wyrażał się na temat władzy bolszewickiej: „dyktatura proletariatu jest w Rosji bolszewickiej od początku rządem gwałtu i przemocy mniejszości nad większością. Mniejszość rządząca nie wynosi nawet pół procenta ludności i utrzymuje się przy władzy przez tak okrutną i krwawą przemoc, że żadne inne cywilizowane społeczeństwo podobnie dzikiej tyranii nie zniosłoby”.
Wierząc, że „kolega socjalista” Józef Piłsudski zaprowadzi odpowiednie reformy socjalne i uzdrowi polską politykę, opowiedział się po stronie zwolenników przewrotu majowego i sanacji. Jednakże bardzo szybko spotkało go rozczarowanie, dlatego twardo występował przeciwko obozowi sanacyjnemu. Nie pozwolił na otwarcie Sejmu pod bagnetami. Nie doczekał się ani reform socjalnych, ani demokratyzacji życia politycznego, w związku z czym PPS przystąpił do Centrolewu, czyli opozycji wobec obozu sanacyjnego. Ignacy Daszyński w odróżnieniu od swojego przyjaciela z walk o niepodległość – Józefa Piłsudskiego – pozostał wierny swoim ideałom lewicowym, tj. sprawiedliwości społecznej i demokracji. „Doczekał się niepodległości, reszta jego ideałów urzeczywistniona nie została” – pisała Maria Dąbrowska.
Długa choroba wyłączyła go w dużej mierze z działalności politycznej. Zmarł w szpitalu w Bystrej.
Dlaczego polska lewica tak dużo uwagi poświęca Ignacemu Daszyńskiemu? Ponieważ łączył w swojej działalności to, co dla lewicy jest szczególnie ważne, czyli sprawiedliwość społeczną, demokrację i patriotyzm. Bolesław Limanowski – partyjny przyjaciel Daszyńskiego, działacz niepodległościowy i socjalistyczny pisał, że „Patriotyzm więc i socjalizm nie tylko nie są przeciwnymi sobie, ale wzajemnie się potęgują. Prawdziwy patriotyzm zwraca się przede wszystkim ku temu, co stanowi podstawę i rzeczywistą siłę narodu, ku ludowi pracującemu, a więc musi być socjalistyczny; szczery zaś socjalizm, wypływając z miłości narodu, musi być patriotyczny”. Daszyński potrafił słowem porywać i inspirować tłumy do działania. Pisał w swoich pamiętnikach: „Słowo jest wyrazem ducha więcej niż czyn. Czynowi daje dopiero słowo to, co się nazywa ideologią i co jest czynu motywem, oświetleniem i celem”.
Mając na uwadze piękną biografię i patriotyczne poglądy Ignacego Daszyńskiego, domagamy się pozostawienia mu godnego miejsca w polskiej historii i zaniechania dalszych prób zawłaszczania historii przez prawicę, które maskuje się dzisiaj określeniem „dekomunizacja”.