Tarcza Antykryzysowa 4.0 to ustawa o zepchnięciu kosztów kryzysu na pracowników - tak powinna brzmieć jej prawdziwa nazwa, albo w skrócie "Tarcza antypracownicza". Próżno w tej ustawie szukać pomocy zwalnianym pracownikom. Dopłat do pensji, zasiłków dla bezrobotnych, likwidacji śmieciówek, zwolnień z rachunków czy czynszów. 
Nie znajdziemy tam wsparcia dla opieki zdrowotnej, podwyżek dla pielęgniarek czy środków na zakup sprzętu do leczenia. 
Znajdziemy tam za to: 
- ograniczenie odpraw dla zwolnionych pracowników; 
- większe ograniczenie praw dla osób na śmieciówkach; 
- cięcia świadczeń społecznych i funduszy urlopowych; 
- zawieszenie układów zbiorowych pracy; 
- ułatwienie zwolnień i ograniczenia wypłat w sferze budżetowej - także w szpitalach i szkołach.

PiS miał bronić miejsc pracy. Bezrobocie w Polsce z powodu obecnego kryzysu wzrosło o 150 tys., do 1 mln osób. Do końca roku może wzrosnąć do 2 mlnCzynsze i rachunki rosną, ceny żywności idą w górę, pensje spadają. A PiS dodatkowo uderza w Polki i Polaków. Kryzys w 2008 r. pokazał jaką bzdurą jest przenoszenie ciężaru kryzysu na barki obywateli. Jakim błędem jest ratowanie wielkich firm i banków zamiast ludzi. 
 
To jest terapia szokowa. PiS wykorzystuje pandemię, żeby trwale zmienić polski rynek pracy, polskie prawo. Bo ustawa jest napisana tak, że pandemia się skończy, a nowe przepisy będą cały czas obowiązywać.

Rząd przyniósł do Sejmu ustawę o obniżce płac, która przerzuca koszty kryzysu na pracowników. Lewica nie zgadza się na to.

- Rząd przyniósł do Sejmu ustawę o obniżkach płac, o zwolnieniach w budżetówce, o przerzucaniu kosztów kryzysu na pracujących - mówił na konferencji Adrian Zandberg, poseł Razem. - Od trzech miesięcy nie możemy się doczekać, aby rząd PiS-u podniósł wsparcie dla osób, które tracą pracę. Premier Mateusz Morawiecki bał się przyjść do Sejmu i podpisać pod tym co jego rząd właśnie forsuje. Minister Emilewicz przyszła do parlamentu z ustawą, która pozwoli setkom tysięcy Polek i Polaków odebrać ich pensje, zabrać im wczasy pod gruszą oraz resztki zakładowego socjalu, a także złamać porozumienia zbiorowe. A wszystko po to, aby ratować - kosztem pracowników - budżet państwa. Lewica nigdy się na to nie zgodzi. Nie zgodzimy się na cięcia pensji, na ograniczenie praw pracowniczych. Nie zgadzamy się na to, że nowa normalność oznacza, iż rachunek za kryzys zapłacą pracownicy. Patrząc dziś w Sejmie na przedstawicieli rządu, myślałem, że jest w tym jakaś piekielna ironia historii. Pani minister Emilewicz i posłowie PiS-u zachowywali się tak samo, jak ekipa Donalda Tuska, która reklamowała śmieciówki i jednocześnie skazywała całe pokolenie młodych ludzi na pracę w niestabilnych warunkach, na umowach cywilnoprawnych. Dzisiaj historia się powtarza, ale w tej roli występują pani Emilewicz i pan Morawiecki.

https://youtu.be/TlsvPqclvX8

- Historia się powtarza, kiedy w 2008 r. mieliśmy do czynienia z wielkim światowym kryzysem, wtedy też ratowano banki a nie ludzi - mówił kandydat Lewicy na prezydenta, Robert Biedroń. - Wmawiano nam wtedy, że trzeba najpierw wpompować wielkie pieniądze w kieszenie tych, którzy i tak mają je pełnedolarów, euro i złotówek. W tamtym czasie ludziom wmawiano, że trzeba uelastyczniać rynek pracy i wypychać kolejne grupy ludzi poza stałe zatrudnienie i umowy o pracę. Doprowadzono do tego, iż 3 mln ludzi jest w Polsce zatrudnione na umowy śmieciowe, ale także do zwycięstwa populistów, którzy na tej niesprawiedliwości pracowniczej budowali swój kapitał polityczny. Lewica dzisiaj ostrzega, że za ten kryzys nie zapłacą ceny ci, którzy powinni zapłacić, ale zwykli ludzie. W tzw. Tarczy Antykryzysowej widzimy dziury. Bezrobocie w Polsce wynosi dziś 1 mln osób i podczas obecnego kryzysu zwiększyło się o 150 tysięcy, a na koniec roku ma wynieść 2 mln osób. Każdego z nas może spotkać ten los, który spotkał tych, którzy masową tracą dziś pracę. Lewica nie chce do tego dopuścić! W tych głosowaniach zachowaliśmy, tak jak każdy porządny człowiek i stanęliśmy po stronie pracowników, po stronie tych, którzy są w najtrudniejszej sytuacji. Wiemy, że trudna sytuacja dotyczy również przedsiębiorców i mamy dobry plan, aby im pomóc. Premier Morawiecki zarządza dziś naszą wspólnotą – Polską i wpycha kolejne grupy społeczne w ubóstwo. Mam dla niego propozycję, niech zacznie od siebie. Wzorem innych premierów na świecie, premier Morawiecki powinien sobie i swoim ministrom, których jest ponad setka, obniżyć uposażenia. Jeżeli pan premier chce sprawdzić, jak to jest, kiedy nie ma pieniędzy na zapłacenie rachunków, czy też czynszu - niech pan premier zacznie od siebie. Czy ten rząd się wyżywi, czy też będzie solidarny z tymi, od których dziś oczekuje, iż będą rezygnowali ze swojej pensji, przechodzili na elastyczne umowy lub postojowe. Rząd Morawieckiego jest najliczniejszy; wicepremierów ministrów, sekretarzy stanu i podsekretarzy stanu jest najwięcej w historii Polski od 1989 r. Dajcie przykład i obetnijcie sobie pensje i zróbcie to samo, co dziś uchwaliliście w swoich propozycjach.

Fot.: Przemek Krysiak