Jesteśmy tutaj, żeby wysłać firmie prosty komunikat: strajki ostrzegawcze są legalne, a pracownicy mają prawo protestować — mówi poseł Adrian Zandberg, przewodniczący partii Razem.

W sobotę w całej Polsce w marketach sieci Kaufland odbył się trwający dwie godziny strajk ostrzegawczy — kasy stanęły m.in. w Warszawie, w Goleniowie, Sosnowcu czy Iławie. Pracownicy zrzeszeni w związku zawodowym Konfederacja Pracy domagają się podwyżek o 1200 zł dla wszystkich pracowników i zwiększenia zatrudnienia w sklepach o 30 proc.

Swoje postulaty Konfederacja Pracy ogłosiła już w sierpniu, rozpoczynając tym samym spór zbiorowy z pracodawcą. Jednak cztery miesiące rokowań nie przyniosły rozwiązania. Spór wkroczył w następną fazę — teraz na rozmowach ma się pojawić mediator, już wyznaczony do tej roli przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Związek zawodowy zyskał też prawo do organizacji protestów, w tym do strajku ostrzegawczego.

Niestety, Kaufland nie szanuje polskiego prawa i przepisów o rozwiązywaniu sporów zbiorowych — mówi Zandberg. — Pracownicy dostali dzisiaj pismo, że żadnego sporu zbiorowego nie ma, a organizowany strajk ostrzegawczy jest nielegalny, chociaż nie ma do tego żadnych podstaw. Jako posłowie Razem, posłowie Lewicy jesteśmy dzisiaj ze strajkującymi, żeby upewnić się, że ich prawa są i będą przestrzegane — zaznaczył.

To nie pierwszy raz, kiedy Kaufland Polska narusza przepisy polskiego prawa pracy. Kilka miesięcy temu sąd zdecydował o przywróceniu do pracy Jolanty Żołnierczyk, działaczki związkowej z Żywca. Żołnierczyk domagała się wyrównania płac kobiet, wracających do pracy po urlopach macierzyńskich i została zwolniona dyscyplinarnie, mimo przysługującej jej ochrony związkowej. Teraz — po powrocie do pracy — bierze czynny udział w strajku.