Jarosław Kaczyński i Beata Szydło ogłosili wczoraj skład nowego rządu. Uwaga mediów skupiła się na postaciach, które znamy z poprzedniego rządu PiS: na Antonim Macierewiczu czy Zbigniewie Ziobrze. Rozumiemy i podzielamy obawy związane z nominacją tych ludzi na ministrów. Chcielibyśmy jednak zwrócić uwagę na dwie postaci, których dotychczasowe wypowiedzi są przynajmniej równie niepokojące. To ministrowie odpowiadający za kluczowe resorty: zdrowia oraz edukacji wyższej.

Jarosław Gowin, długoletni zwolennik prywatyzacji uczelni, został mianowany ministrem nauki i szkolnictwa wyższego. Konstanty Radziwiłł, nowy minister zdrowia, to przedstawiciel samorządu lekarskiego, który przez lata lobbował za wprowadzeniem współpłacenia za usługi medyczne.

Minister Radziwiłł twierdził m.in., że "wprowadzenie współpłacenia za usługi medyczne jest nieuniknione". W systemie, który forsował, pacjenci są traktowani w szpitalu inaczej zależnie od tego, czy są zamożni czy biedni. Bogatym publiczne szpitale zapewniałyby tzw. "ponadstandardowe warunki leczenia", oddzielne sale, lepsze wyżywienie. Prezes Radziwiłł nie precyzował, w jakich warunkach leczyliby się ci, których nie stać na płacenie za szpital.

"Państwo nie gwarantuje nikomu roweru, bo nie ma na to pieniędzy. Dlaczego inaczej ma być w przypadku służby zdrowia?" – pytał za to retorycznie. Przekonywał też, że płacenie za leczenie jest zgodne z ustawą zasadniczą, gdyż "choć konstytucja mówi, że warunki udzielania świadczeń finansowanych ze środków publicznych muszą być jednakowe dla wszystkich, to nigdzie nie jest napisane, że muszą być darmowe".

Nowy minister nauki i szkolnictwa wyższego, Jarosław Gowin, od lat jest przeciwnikiem bezpłatnej edukacji. Doktor Gowin, który przez wiele lat pełnił funkcję rektora prywatnej uczelni, opowiada się za wprowadzeniem powszechnego czesnego na państwowych uniwersytetach. Dobrze znamy go jako rynkowego fundamentalistę, który planuje prywatyzację i komercjalizację wszystkich dziedzin życia.

PiS obiecywał przed wyborami ograniczenie rozwiązań rynkowych w szkolnictwie wyższym i odejście od podporządkowywania uczelni logice biznesowej. Tymczasem w pierwszych słowach po nominacji Jarosław Gowin zapowiedział, że jego głównym celem będzie budowa "synergii między nauką a biznesem". Propozycje wysuwane przez ministra Gowina są niespójne, pełne sprzeczności i błędnych diagnoz. Nowy minister nie dostrzega, że nie da się radykalnie dofinansować nauki bez podnoszenia podatków. Nie potrafi wytłumaczyć, jaką synergię między nauką a biznesem chce budować. Niepokoi nas też, że nowy minister jest gorącym zwolennikiem elitaryzmu na uczelniach i nie rozumie, że akademia potrzebuje dziś przede wszystkim więcej demokracji, a nie feudalnych, hierarchicznych struktur.

Beata Szydło w kampanii wyborczej obiecywała państwo opiekuńcze, państwo, które dba o wszystkich, państwo, które działa. Od wyborów minęły zaledwie dwa tygodnie, a PiS mianuje na ministrów ludzi, którzy chcą zrobić z Polski państwo tylko dla bogatych. Mamy poczucie déjà vu – podobnie jak 10 lat temu PiS idzie po władzę z hasłami socjalnymi, a po wyborach stanowiska rządowe obejmują zwolennicy skrajnie rynkowych rozwiązań.

Oczekujemy od premier Beaty Szydło odpowiedzi: czemu na kluczowe stanowiska w rządzie powołała Pani osoby opowiadające się za płatną edukacją wyższą i płatną opieką zdrowotną? Czy wicepremier Gowin będzie, zgodnie ze swoimi poglądami, wprowadzał czesne na uczelniach publicznych? Czy planowana jest dalsza komercjalizacja uniwersytetów? Czy Pani rząd chce, jak zapowiadał to minister Radziwiłł, zapewnić dla zamożnych Polaków luksusową, płatną ścieżkę leczenia w państwowych szpitalach?