Ta ordynacja to kompromitacja

Stanowisko ws. proponowanych zmian w ordynacji do PE

Nadzieja, że Prawo i Sprawiedliwość zaspokoi kiedyś swój głód stołków i mandatów, po raz kolejny okazuje się płonna. 22 czerwca wpłynął projekt zmiany ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego.

Dotychczasowa ordynacja była najbardziej proporcjonalna ze wszystkich w krajowych wyborach — nie premiowała zwycięzcy jak ordynacja sejmowa (w wyborach parlamentarnych PiS z wynikiem poniżej 40% uzyskał większość parlamentarną).

Projekt posłów PiS próbuje tę proporcjonalność zrównać z ziemią przez przypisanie mandatów europoselskich do poszczególnych okręgów. Na pozór wszystko wygląda niewinnie, oficjalnie pozostaje nawet pięcioprocentowy próg wyborczy. Rzeczywisty próg wyborczy będzie jednak znacznie wyższy.

Okręgi wyborcze miałyby mieć od 3 do 6 mandatów. W trzymandatowym okręgu faktyczny próg to połowa wyniku zwycięzcy, czyli 20–25%. W okręgu sześciomandatowym próg może być w okolicy 15%. Dla porównania, obecne okręgi w wyborach do Sejmu mają przypisane od 8 do 20 mandatów. Przy tak małych okręgach metoda d’Hondta wykorzystywana w wyborach parlamentarnych przestaje być proporcjonalna, przypominając swoimi wynikami bardziej jednomandatowe okręgi znane z Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych.

Taka ordynacja znacząco zwiększa próg wejścia dla nowych ugrupowań w Polsce, co będzie skutkowało zabetonowaniem sceny politycznej na lata. W ten sposób Prawo i Sprawiedliwość chce za jednym zamachem wyeliminować konkurencję na prawicy i zmusić opozycję do taktycznego zjednoczenia. Klub Jagielloński w swojej petycji pisze: „(…) proponowana dziś zmiana ma na celu zwyczajne utrudnienie funkcjonowania mniejszym formacjom politycznym takim jak Kukiz’15, partia Wolność, partia Razem czy Polskie Stronnictwo Ludowe. Zmuszanie tych partii do blokowania się z PiSem lub Platformą uznajemy za niedopuszczalne.”

Choć często Parlament Europejski wydaje się czymś abstrakcyjnym i odległym, nie powinniśmy lekceważyć kolejnych prób grzebania w ordynacji wyborczej przez partię rządzącą. Będzie bardzo łatwo takie zapisy przełożyć na wybory parlamentarne, tworząc cztero- i pięciomandatowe okręgi odpowiadające okręgom senackim. Skutek? Sejm składający się praktycznie tylko z prawicy i centroprawicy — a wtedy ogromna część polskiego społeczeństwa pozostanie bez reprezentacji. Co gorsza, ten stan będzie bardzo trudny do ruszenia — aby wprowadzić jedną osobę do sejmu, trzeba by przekroczyć próg 5% w skali kraju (i tak jeden z wyższych w krajach UE) oraz ok. 20% w jednym z okręgów.

Nie łudźmy się, nauczeni doświadczeniem, że PiS zatrzyma się na zmianach ordynacji wyborczej do europarlamentu — doświadczenia ostatnich trzech lat sugerują jednak, że nie. Już teraz musimy protestować, już teraz musimy się organizować przeciwko tym antydemokratycznym zmianom. Progi wyborcze między 15 a 25 procent to coś, o czym nie śniło się nawet takim autokratom jak Recep Tayyip Erdogan czy Viktor Orban. Tymczasem minister Gowin uważa, że ta propozycja jest racjonalnym działaniem mającym na celu „ustabilizowanie polskiej sceny politycznej”. To nie stabilizacja, tylko betonowanie naszej polityki i skazanie polskich wyborców na duopol POPiS-u!

Uchwała Rady Krajowej Partii Razem z 3 lipca 2018 r.