8 października przed Ministerstwem Gospodarki partia Razem przedstawiła swoje stanowisko na temat Specjalnych Stref Ekonomicznych. Wydarzeniu towarzyszyły konferencje lokalne w innych regionach Polski, w których działają SSE (Legnica, Wałbrzych czy Opole). Jutro odbędą się też w Łodzi i Gdańsku.

Jak tworzy się specjalną strefę ekonomiczną? Lokalne władze w porozumieniu z Ministerstwem Gospodarki wyznaczają specjalną przestrzeń, w której biznes zostaje w praktyce zwolniony z podatku CIT i podatku od nieruchomości. W SSE inwestorzy kupują też ziemię — uzbrojoną już przez gminy — po preferencyjnych cenach, korzystają z publicznych dotacji i pomocy władz samorządowych.

— SSE miały być lekiem dla regionów z najwyższym bezrobociem, pozbawionych przemysłu i technologii, a stały się wyjętymi spod prawa podatkowego enklawami, gdzie wielki międzynarodowy biznes nie płaci podatków, wyciska co się da od władz samorządowych i bez skrupułów wykorzystuje polskich pracowników jako tanią siłę roboczą — mówił Roland Zarzycki, wrocławska jedynka Razem. — Nie przypadkiem strefy kwitną w krajach takich jak Białoruś czy Bangladesz, a nie ma ich w Europie Zachodniej.

Marcelina Zawisza opowiedziała o tym, jak wygląda praca w Specjalnych Strefach Ekonomicznych. — W większości SSE pracuje się na bardzo złych warunkach. Codziennością są skandalicznie niskie płace, śmieciówki, umowy przedłużane — albo i nie — z miesiąca na miesiąc. To właśnie w strefach upowszechnił się zwyczaj zatrudniania na wielką skalę na niestabilnych, okresowych umowach, często przez agencje pracy tymczasowej. Efekty? Pracownicy SSE zarabiają po 1200 zł miesięcznie, dojeżdżają godzinami do fabryk-blaszaków postawionych w szczerym polu, a co miesiąc boją się, że kolejnej umowy już nie dostaną.

— Niektórzy politycy tak zagustowali w bliskich kontaktach z wielkim biznesem, że zaczęli tworzyć podstrefy na specjalne zamówienie konkretnych firm — opowiadał Zarzycki. — To po prostu rozdawane przez samorządowców przywileje podatkowe dla pojedynczej firmy, która postanowiła stworzyć filię w konkretnym miejscu. Na przykład wałbrzyska strefa ekonomiczna, stworzona podobno w celu pomocy dla ubogiego regionu, ma swoją odnogę w centrum Wrocławia.

Razem chce całkowitej likwidacji SSE. — Niepotrzebne nam strefy, które budują przewagę zagranicznych korporacji nad polskimi przedsiębiorstwami i tworzą nieuczciwą konkurencję na rynku wewnętrznym — mówiła Zawisza. Co Razem proponuje zamiast SSE? Po pierwsze, stworzenie miejsc pracy w nowym, państwowym przemyśle. Partia chce uruchomić niezależnie zarządzany fundusz celowy inwestujący w budowę nowego przemysłu i wdrażanie technologii rozwijanych na polskich uczelniach. Po drugie, Razem planuje wprowadzić priorytet dla spółdzielczości i przenieść środki z dotacji, które dziś służą tworzeniu nieefektywnych mikrofirm, na pomoc w organizowaniu spółdzielni. Po trzecie, Razem chce wprowadzić zasadę, że warunkiem uzyskania jakichkolwiek środków publicznych przez firmy będzie przestrzeganie praw pracowniczych i zapewnianie dobrych warunków pracy.

— Państwo może aktywnie wspierać rozwój gospodarczy, ale nie przy pomocy nieprzemyślanych i źle adresowanych ulg — podsumowała Zawisza. — Polska gospodarka potrzebuje innowacji i skoku technologicznego, a nie kolejnych montowni i stref wyzysku. Pomagajmy najsłabszym regionom z najwyższym bezrobociem i niską stopą inwestycji, ale róbmy to mądrze.