Polityczna próżnia, która powstała po dymisji prezydenta Boliwii Evo Moralesa, zagraża demokracji, sprawiedliwości społecznej i bezpieczeństwu Boliwijek i Boliwijczyków. Poważne zarzuty sfałszowania wyborów przez cieszącego się niegdyś poparciem przygniatającej większości Boliwijek i Boliwijczyków Evo Moralesa wywołały uzasadnione oburzenie społeczne. Jednocześnie wymuszenie przez wojsko dymisji Moralesa, w konsekwencji której władzę przejęła prawicowa opozycja, nosi wszelkie znamiona zamachu stanu.

Społeczność międzynarodowa powinna jak najszybciej wesprzeć starania mające na celu zakończenie przemocy i zapewnienie uczciwego, demokratycznego procesu wyborczego. W innym wypadku państwu może grozić wybuch wojny domowej lub przejęcie rządów przez armię.

Choć większość społeczeństwa Boliwii ma korzenie tubylcze, Evo Morales pochodzący z ludu Ajmara był pierwszym rdzennym prezydentem Boliwii. Po trwającej kilka dekad walce ruchów tubylczych i chłopskich o uzyskanie wpływu na losy swojego państwa wybór Moralesa symbolizował zerwanie z rasistowskim modelem społeczeństwa na rzecz państwa wielonarodowego. Po latach prześladowań i upokorzeń rdzenne mieszkanki i mieszkańcy Boliwii wreszcie zajęli należne im miejsce w społeczeństwie. Oprócz ludności tubylczej udało się także znacząco zwiększyć udział innych dotychczas zmarginalizowane grupy w życiu politycznym. Dziś to kobiety stanowią większość w boliwijskim parlamencie.

W ostatnich 14 latach Boliwia doświadczyła także niespotykanego w historii tego kraju okresu rozwoju społecznego i gospodarczego. W czasie rządów Evo Moralesa wzrost gospodarczy spadł tylko raz poniżej 4 proc.. Za sprawą aktywnej polityki redystrybucyjnej, reformy rolnej, programów społecznych i ambitnych programów infrastrukturalnych beneficjentami wzrostu byli przede wszystkim najbiedniejsi. Odejście od neoliberalnej polityki gospodarczej podporządkowanej zagranicznym koncernom i wąskiej elicie oraz przywróceniu Boliwijkom i Boliwijczykom kontroli nad kluczowymi złożami naturalnymi doprowadziły do spadku skrajnego ubóstwa z 40 do 15 proc. i redukcji nierówności społecznych.

To dorobek, którego nie można zaprzepaścić niezależnie od krytycznego stanowiska wobec ostatnich kroków Moralesa. Szczególnie po przegranym w 2016 roku referendum, które miało mu zapewnić możliwość startu w tegorocznych wyborach, Morales coraz silniej dryfował w kierunku rządów autorytarnych. Nagięcie konstytucji oraz poważne zarzuty sfałszowania wyborów, aby uzyskać kolejną reelekcję już w pierwszej turze są godnym potępienia punktem kulminacyjnym tego procesu. W wielu przypadkach jego polityka nie pokrywała się także z głoszonymi ideałami, co zraziło do niego wielu dawnych sojuszników. Dotyczyło to choćby kwestii ekologii, czego dowodem było ignorowanie pożarów lasów w Amazonii.

Dziś jednak największym zagrożeniem dla Boliwii nie jest przebywający na uchodźstwie w Meksyku Morales, ale instrumentalizująca oburzenie społeczne antydemokratyczna rasistowska, oligarchiczna prawica. Na ulicach i placach Boliwii palona jest wiphala, flaga symbolizująca rdzenne narody Andów, którą Morales – obok tradycyjnej flagi – wyniósł do rangi symbolu narodowego. Czołowe postacie opozycji, włącznie z tymczasową prezydentką Jeanine Áñez, z pogardą odnoszą się do tubylców i ich wierzeń. Jeden z liderów liderów opozycji, chrześcijański fundamentalista Luis Fernando Camacho w zajętym pałacu prezydenckim zawierzając Boliwię Chrystusowi zadeklarował, że tubylcze wierzenia już nigdy do niego nie powrócą. Wezwał także do zastąpienia obecnych instytucji państwowych juntą składającej się z „dostojników”.

Dojście do władzy prawicowej opozycji – wspieranej przez szemranych milionerów jak Branko Marinkovic – niechybnie oznaczać będzie odejście od egalitarnej polityki społecznej i suwerennej polityki gospodarczej. Jakie skutki ma neoliberalna polityka widzieliśmy w ostatnich tygodniach za sprawą masowych protestów społecznych w Chile i Ekwadorze.

Przed Boliwią stoją dziś wyzwania większe zero-jedynkowa niż ocena rządów Evo Moralesa. Zadaniem społeczności międzynarodowej jest wsparcie instytucji demokratycznych i jak najszybsze znalezienie drogi ku zatrzymaniu przemocy. Do podjęcia stosownych kroków wzywamy władze Polski i reprezentantów Unii Europejskiej.

Fot. Eneas De Troya CC BY 2.0