La dignidad es un derecho, no un privilegio. Godność to prawo, a nie przywilej!

Chilijczycy walczą o prawo do godnego życia. Chile to kraj, w którym jak na dłoni widać, do czego prowadzi nieuregulowany ultra-kapitalizm. Są to skrajne nierówności społeczne i w rezultacie — przemoc. Brutalny, prawicowy reżim Pinocheta został obalony, ale dotąd nie udało się w Chile pozbyć wprowadzonego wówczas modelu gospodarczego. Model ten przywieźli do Chile z USA wolnorynkowi fundamentaliści, uczniowie Miltona Friedmana, tzw. Chicago boys. Trzydzieści lat później chilijskie społeczeństwo jest poranione życiem w nieludzkim systemie, rozczarowane brakiem reform i elitą polityczną, która korzysta z rozwoju gospodarczego, ignorując codzienne trudności zwykłych ludzi.

W Chile sprywatyzowane są podstawowe usługi, takie jak opieka zdrowotna, system emerytalny, szkolnictwo wyższe czy wodociągi. W rezultacie co najmniej połowa pracujących nie jest w stanie ponieść wysokich kosztów życia codziennego. Chilijczycy i Chilijki zarabiają średnio 550 dolarów amerykańskich brutto miesięcznie. Jedna trzecia Chilijczyków otrzymuje wynagrodzenie na poziomie płacy minimalnej (około 300 dolarów), a najczęstsze wynagrodzenie jest tylko o 30 proc. wyższe od płacy minimalnej. Same miesięczne wydatki na komunikację miejską w Santiago przekraczają 13 proc. płacy minimalnej. Stąd nic dziwnego, że podwyżka cen biletów w mieście była bezpośrednim impulsem do protestów.

Szczególnie dramatyczna jest sytuacja emerytów i emerytek. Osoby zarabiające najczęstszą pensję otrzymują po przejściu na emeryturę 200 dolarów amerykańskich miesięcznie. Jest to kwota głodowa, z której najczęściej muszą się utrzymać kobiety. Powszechne są opóźnienia w wypłatach emerytur. Ogromna część Chilijczyków nie ma w ogóle prawa do emerytury, ponieważ m.in. z powodu śmieciowego zatrudnienia i wypchnięcia na samozatrudnienie nie płaci żadnych składek. W społeczeństwie powszechne jest poczucie, że sam system oraz wysokość składek są skrajnie niesprawiedliwe.

Wielu mieszkańców i mieszkanek Chile nie stać na prywatną opiekę zdrowotną, a jakość i dostępność leczenia w niedoinwestowanym systemie publicznym pozostaje niska. Dlatego mieszkańcom i mieszkankom Chile pozostaje liczyć, że ominie ich ciężka lub przewlekła choroba. Szkolnictwo wyższe w Chile przekształcono w biznes. Efektem tego jest rosnące zadłużenie młodych ludzi chcących zdobyć wykształcenie oraz ich rodzin.

Chile to lekcja dla Polski. Powinniśmy wydarzenia w tym kraju wziąć za przestrogę. Chile i Polskę łączy terapia szokowa, którą przeszły gospodarki i społeczeństwa obu krajów w czasie transformacji do liberalnego kapitalizmu. Polski system emerytalny jest wzorowany na chilijskim. Nasz własny wykonawca terapii szokowej, Leszek Balcerowicz, z właściwym sobie dogmatyzmem udaje, że z ultra-kapitalistycznym systemem chilijskim nie ma problemów. Przykładowo, ignoruje fakt kompletnej porażki prywatnego systemu emerytalnego w Chile i wskazuje na spadek długu publicznego i wzrost PKB kraju dzięki reformie. Kto jednak korzysta z owoców takiego wzrostu?

Tego rodzaju opinie są częste wśród ekonomistów i polityków posługujących się wybiórczą, liberalną optyką. Tak jak Polskę nazywano „zieloną wyspą” w czasie kryzysu w 2008 r., tak i Chile nazywane jest przez liberałów „Szwajcarią Ameryki Łacińskiej”. Owszem, kraj jest relatywnie bogatszy od sąsiadów i ma wysoki wzrost gospodarczy. Jednocześnie jednak bogaci mają dochody trzynastokrotnie wyższe niż biedni, a wśród wszystkich krajów uprzemysłowionych należących do OECD to właśnie Chile ma najwyższe wskaźniki nierówności społecznej (indeks Giniego wynosi 0.45). Na przykładzie Chile widać wyraźnie, że bez solidarnej społecznie redystrybucji, wzrostem gospodarczym nie najedzą się wszyscy, a tylko przejedzą niektórzy.

Obecnym prezydentem Chile jest Sebastián Piñera — prawicowy miliarder, jeden z najbogatszych polityków na świecie. Piñera zbił majątek dzięki poparciu reżimu Pinocheta i poprzez złodziejską prywatyzację. Ciążą na nim oskarżenia o oszustwa. Piñera próbował tłumić ostatnie protesty w iście dyktatorskim stylu, wzorując się na działaniach Pinocheta. Prawie 20 osób zginęło wskutek przemocy sił rządowych, docierają informacje, że służby celowo oślepiają protestujących strzelając im w oczy gumowymi kulami, udokumentowano także tortury i przemoc seksualną. Takie działania są haniebne i nigdy nie powinny mieć miejsca.

Solidaryzujemy się z protestującymi na ulicach Chile i potępiamy brutalność sił rządowych. Apelujemy o natychmiastowe zniesienie godziny policyjnej, przypominającej traumę reżimu Pinocheta. Apelujemy o ustąpienie prezydenta Piñery i dogłębne zbadanie jego odpowiedzialności za łamanie praw człowieka w czasie trwania protestów.

Popieramy pomysł zwołania Powszechnego Zgromadzenia Ludowego w celu wprowadzenia zmian w konstytucji Chile. Dobrą wiadomością jest, że Kongres ogłosił, a rząd zgodził się w zeszłym tygodniu, aby zwołać takie zgromadzenie w kwietniu przyszłego roku, sygnalizując tym samym otwartość na żądania demonstrantów. Lewica Razem apeluje o to, by zmiany szły w kierunku postulowanym przez protestujących i były dokonywane w formie gwarantującej jak najpełniejszą partycypację społeczną. Jesteśmy przekonani, że zmiany w konstytucji powinny pozwolić odejść Chile od twardego modelu wolnorynkowego i gwarantować obywatelom podstawowe prawa: do ochrony zdrowia, do godnej pracy i płacy, godnej starości i powszechnej edukacji. Zmiany nie mogą być wyłącznie symboliczne i muszą mieć szansę na realizację — dlatego pomysł, by zatwierdzać poprawki konstytucyjne ⅔ głosów w Kongresie, uważamy za zbyt restrykcyjny.

Bieżące protesty są między innymi wspierane przez organizacje i związki zawodowe, które w latach 2006, 2011 i 2016 na ulicach domagały się zmiany systemu emerytalnego Chile („No más AFP”) i reform w szkolnictwie wyższym. Ale tym razem ruch protestu jest tak szeroki, że nie sposób podać wyczerpującej listy adresatów naszego stanowiska - ruch organizuje się na fali powszechnego niezadowolenia. Dlatego nasze wsparcie kierujemy do całego społeczeństwa chilijskiego.

Chile despertó! Chile się przebudziło. Oby spełniły się słowa protestujących: neoliberalizm narodził się w Chile i neoliberalizm w Chile umrze.

Zdjęcie: Protestujący na placu Baquedano w Santiago. Autor: Carlos Figueroa

Za stanowiskiem głosowało 29 radnych, nikt nie był przeciw, jedna osoba się wstrzymała.