Szef NFZ pod koniec ubiegłego roku zapowiedział zmiany w zasadach kontraktowania porodówek: premiowane mają być te, gdzie odbiera się więcej niż 400 porodów rocznie. Lewica alarmuje, że wprowadzenie takich zmian grozi wygaszeniem prawie 80 oddziałów w kraju, i prezentuje mapę porodówek zagrożonych likwidacją.

Po zapowiedzi szefa NFZ posłanka Razem Marcelina Zawisza złożyła  interpelację do Ministra Zdrowia dotyczącą tzw. “małych” porodówek przeznaczonych do wygaszenia. — W odpowiedzi dostałam długą listę zagrożonych placów. Okazuje się, że jest ich 77. To pogłębienie problemu zwijania ochrony zdrowia w mniejszych miejscowościach. Dla mieszkanek takich miejscowości likwidacja pobliskiego oddziału często będzie oznaczać poród domowy. Bo co zrobią te kobiety, które nie mają czym dojechać na porodówkę oddaloną o 60 km? — mówiła Zawisza na dzisiejszej konferencji prasowej w Sejmie.

Zawisza zaprezentowała mapę porodówek, które będą miały problem z finansowaniem, jeśli zapowiedź szefa NFZ stanie się rzeczywistością. Na mapie widnieją placówki praktycznie we wszystkich częściach Polski. — Część z porodówek zaznaczonych na mapie, sporządzonej według danych za 2018 rok, już nie istnieje. PiS likwiduje porodówki, a ustami szefa NFZ zapowiada, że może być ich jeszcze więcej — poinformowała Zawisza.

Katarzyna Kotula, posłanka Lewicy z okręgu szczecińskiego, zwróciła uwagę na konsekwencje likwidacji porodówek. — Pochodzę z Gryfina, tamtejsza porodówka jest na liście oddziałów zagrożonych wygaszeniem, podobnie jak ta w Kamieniu Pomorskim. Proszę sobie wyobrazić, w jakiej sytuacji znajdzie się kobieta ze Świnoujścia, która oczekuje na poród. Dojazd do szpitala w Szczecinie zajmie jej 2 godziny, bo kobiety w ciąży nie mają preferencyjnego miejsca w kolejce na prom. Prawdopodobnie pojedzie więc rodzić do Niemiec. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia 12 lat temu: kobiety w moim okręgu jeździły rodzić za granicę. Czy rząd Prawa i Sprawiedliwości, który odmienia rodzinę przez wszystkie przypadki, chce, żeby polskie kobiety były zmuszone rodzić za granicą? — pytała Kotula.

Katarzyna Kretkowska z Sojuszu Lewicy Demokratycznej zwróciła uwagę, że jednym z kluczowych zaleceń Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) dotyczących bezpiecznych i komfortowych porodów jest swobodny wybór miejsca porodu. — To założenie znajduje się także w zaleceniach dotyczących opieki okołoporodowej, które w ubiegłym roku przyjąć polski rząd. Wygaszanie porodówek uniemożliwia swobodny wybór miejsca porodu i ogranicza komfort psychiczny ciężarnej kobiety. Rząd uniemożliwia więc realizację swoich własnych zaleceń — zauważyła posłanka klubu Lewicy.

W konferencji wzięła też udział posłanka Razem Daria Gosek-Popiołek, która na wydarzenie przyszła z kilkumiesięczną córką Józefiną. — Kilka miesięcy temu urodziłam drugą córkę. Wiem, jak trudny i stresujący jest to moment dla matki i całej jej rodziny. Nie może być tak, że kobieta planująca ciążę nie wie, czy w jej okolicy za kilka miesięcy będzie porodówka.  Nie może być tak, że jest zmuszona rodzić kilkadziesiąt kilometrów od miejsca zamieszkania, z dala od rodziny. Państwo, które naprawdę troszczy się o rodziny i dba o kobiety w ciąży, inwestuje w małe porodówki, czyli właśnie takie, które PiS chce wygaszać — podsumowała Gosek-Popiołek.Posłanka Zawisza przygotowała projekt petycji, którą można wydrukować i podpisywać, aby zawalczyć o ocalenie porodówek zagrożonych wygaszeniem. — Zachęcam do pobierania petycji, zbierania podpisów i interweniowania u właściwych władz. Weźmy sprawy w swoje ręce, zanim dowiemy się z mediów, że porodówka w naszej okolicy zostanie zamknięta — mówiła Zawisza.Zawisza poinformowała też, że złoży do Ministra Zdrowia kolejną interpelację dotyczącą porodówek. — Zwrócę się z pytaniem, czy szpitale w miejscowościach położonych najbliżej  zagrożonych porodówek, są przygotowane, żeby przyjąć więcej pacjentek. Będziemy walczyć o to, żeby wszystkie kobiety oczekujące na poród mogły czuć się bezpiecznie i rodzić w komfortowych warunkach.