Oddaliśmy dziś głos młodym. Na konwencji powiedzieli wprost, co ich boli, co sprawiło, że zaangażowali się w politykę. To wspaniałe, wzruszające i pouczające wydarzenie. Jak wiele nadziei jest w sercach młodych osób pomimo panującego dookoła mroku i fanatyzmu. Dziękujemy, że jesteście z nami. Przedstawiamy Wam przemówienia wspaniałych osób z Młodych Razem, FMS, Młodej Lewicy i Czerwonej Młodzieży PPS.

Dorota Dominików - edukacja

Pochodzi Lubania Śląskiego, uczennicą klasy maturalnej mat-fiz. “W wolnym czasie zajmuje się rękodziełem i czytam poezję.”

Opowiem wam o pewnym liceum  w niewielkim mieście, w Lubaniu Śląskim. Żebyście mieli zarys jego położenia dodam, że podróż pociągiem do Wrocławia to, bez opóźnień, jakieś 2 godziny. Uczę się w tym liceum, w klasie o profilu matematyczno-fizycznym. Pamiętam początki w  tej szkole, świetni nauczyciele z matematyki, zaangażowani, ciągle zachęcali do różnych konkursów. Jednym z najważniejszych turniejów dla naszej szkoły były mecze matematyczne. Jak mecze, to potrzebna drużyna, a jak wiadomo, drużyna potrzebuje kapitana, zaangażowanego, który by zbierał ludzi, motywował, rozdzielał zadania. Jakoś wyszło, że zajmowałam się tym ja. Jednak mój trud pozostawał niezauważony przez nauczycieli. Słowo kapitanka nie mogło przejść przez gardło mojemu nauczycielowi, a jeśli już się to udawało, nie obeszło się bez śmiechu.  W końcu dziewczyna z małego miasta, która jest dobra z matmy i ma ambicje to dla niektórych świetny żart.

Jakiś czas temu w szkole zachęcano do wzięcia udziału w konkursie plastycznym i nie byłoby w tym nic szokującego, gdyby nie temat prac. Obrazy miały zachęcić do rodzenia dzieci, przekonywać, że aborcja to zło, grzech, ogień piekielny. Jedna z moich koleżanek zajęła w nim wysokie miejsce, co oczywiście jest sukcesem, jednak czy powinna być wyróżniona na apelu? Czy powinnyśmy łączyć konkursy kościelne ze świecką edukacją? W podstawówkach wszyscy mieliśmy zawody klasowe na najpiękniejszą palmę wielkanocną, a teraz, gdy już „dorośliśmy” pora zacząć straszyć nas aborcją, bo przecież szkoła nie jest od nauki, a od wpychania nam kodeksu moralnego kościoła. Słowo “aborcja” ma nas przerażać - tak samo zresztą, jak słowa “kapitanka”, “matematyczka” czy “informatyczka”.

Nie chcę się tutaj żalić ani chwalić, tylko pokazać jak wygląda rzeczywistość małomiasteczkowej edukacji. Chciałabym, żeby działania uczniów, nasze talenty, były docenianie. Chcę rozwoju, ale nie w atmosferze drwin. Nie chcę ciągle udowadniać, że mam zdolności. Jestem zmęczona tym, że nauczyciele zachęcają nas do działania, ale przy pierwszej porażce, przestają w nas wierzyć. Wierzą, że karcąc nas robią nam przysługę. Wielu nauczycieli przyjęło taktykę: będę mówić, że jesteście głupi, a to was zmotywuje, bo będziecie chcieli udowodnić, że się mylę. Młodzi ludzie nie chcą słuchać, że są głupi tylko dlatego, że zawalili test. Nie wpływa to dobrze na naszą psychikę. Nasze chęci, ciekawość, zapał do pracy od razu maleją.

Zresztą, problem seksizmu, braku świeckości edukacji to tylko szczyt góry lodowej, u której podstaw leżą finanse. Dzisiaj, tak, w sobotę, przez trzy godziny mój nauczyciel z matematyki prowadzi zajęcia dla maturzystów. Charytatywnie. Taka postawa jest wspaniała, jednak czy tak powinno być? Nauczyciel, który i tak nie zarabia za wiele za tę godzinę, pracuje za darmo, bo mu zależy. Edukacja jest przyszłością, która dla takiego Lubania i tak nie wygląda kolorowo. Moje miasto wymiera, ludzie nie wracają tu, nie mają dobrych wspomnień, ale też perspektyw. Jeśli tego nie chcecie - zacznijcie nas słuchać. Dowiedzcie się, z czym się zmagamy, jak żyjemy, ile czasu jedzie się od nas do Wrocławia i ile kosztuje bilet. Ile zarabia mój nauczyciel matematyki. Pozwólcie nam decydować - o sobie, o naszej szkole, o naszym mieście. Inaczej się tego nie nauczymy, nie zaczniemy brać odpowiedzialności. W najlepszym interesie rządzących i całego społeczeństwa jest to, żebyśmy umieli to jak najlepiej.

Henryk Wójtowicz - praca

P**ochodzi z Łodzi, student psychologii na Uniwersytecie Łódzkim. “Lubię podróżować, pisać wiersze, interesuję się motoryzacją i historią regionu. W wolnym czasie gram na gitarze i śpiewam.”**

Mam 20 lat, za sobą 3 lata dorywczej pracy i chciałbym podzielić się z Wami swoimi doświadczeniami. Dotychczas pracowałem w 5 różnych miejscach – jako asystent w biurze, korepetytor, instruktor na obozie młodzieżowym, sprzedawca i recepcjonista w hotelu. 4 z 5 z tych prac były na umowę zlecenie, a korepetycje bez żadnej umowy. Nigdy nie widziałem umowy o pracę, dla mojego pokolenia to jakiś mityczny stwór - wszyscy słyszeli, ale nikt go nie widział. Tak wygląda nasza rzeczywistość, tak wygląda praca młodych.

Perspektywy w małych miasteczkach  i na wsiach są opłakane. Sam mieszkam w takim małym mieście, Głownie. Wiem że znalezienie pracy na miejscu nie jest łatwe.  A jeśli nawet się uda to często na tragicznych warunkach - bez umowy, poniżej stawki minimalnej albo pracując po 10-12h na dobę. Wszystko zależy od humoru szefa.

Można też szukać pracy w Łodzi czy w Zgierzu, 30 km w jedną stronę, kilka godzin dziennie w pociągu. Sam tak robiłem - bo podobnie jak wielu moich znajomych nie miałem innego wyjścia. Kiedy zaczynałem pracę dostawałem  stawkę minimalnąj - wtedy to było trzynaście złotych. Oczywiście minus koszty dojazdu. Do domu wracałem potwornie zmęczony, nie byłem w stanie się uczyć czy nawet poczytać książki. To mi się po prostu nie opłacało.

Praca na obozie letnim pokazała mi dla odmiany, że 8h dziennie – jak śpiewała Dolly Parton „od 9 do 5” - to wciąż tak naprawdę fikcja.  Miałem umowę zlecenie na kwotę, bez ewidencji godzin. Znacie to? Myślę, że znacie bardzo dobrze! Opieka nad dzieciakami  to praca po kilkanaście godzin dziennie – może nie fizycznie ciężka, ale bardzo odpowiedzialna, wymagająca skupienia i kreatywności… a wychodzi na to, że jest płatna po kilka złotych na godzinę.

W ostatnim roku spadła na nas pandemia koronawirusa. Wtedy zrozumiałem jak łatwo stracić z trudem znalezioną pracę. Okazało się, co naprawdę znaczy praca na śmieciówce. Kiedy zamykano hotel w którym pracowałem, jako najmłodszy stażem straciłem pracę niemal z godziny na godzinę! Całe życie słyszę, że umowy zlecenie to idealna opcja dla młodych ludzi. Nie mam pojęcia dla kogo, na pewno nie dla mnie, moich kolegów i koleżanek - nas po prostu łatwiej wyrzucić z pracy.

Wiem, że nie tylko ja mam  za sobą doświadczenie dorywczej pracy łączonej z nauką. Nie tylko ja pracowałem za grosze, poniżej stawki minimalnej, na śmieciówce. Nie tylko ja straciłem pracę przez covid. Pracujemy, bo potrzebujemy pieniędzy, bo chcemy się uczyć i zdobywać doświadczenie. I jesteśmy na rynku pracy bezsilni – z małym doświadczeniem, młodzi, nie mają żadnej pozycji negocjacyjnej. To pracodawca dyktuje warunki. Tych co mówią, że pracę można zmienić, jeśli się nie podoba, zapraszam do Głowna. Tu naprawdę nie ma w czym wybierać.

To jeden z wielu powodów dla których działam i angażuję się na Lewicy. Nie chcę takiego rynku pracy, nie chcę takiego świata dla siebie, dla moich przyjaciół .. My chcemy normalnych umów o pracę i pensji, która wystarcza nam na życie, na przyjemności i na rozwój.Chciałbym, żeby moje miasto miało przed sobą jakąś perspektywę - żeby chciało się tu mieszkać i pracować. Żeby łatwiej było dojechać do większych miast, do pracy czy na uczelnię. Jeśli w Głownie nic się nie zmieni, młodzi stąd uciekną. To dlatego kandyduję do Rady Miasta. Bo chcę, żeby tutaj zostali.

Klaudia Marek - prawa kobiet

Pochodzi z Łodzi, fizjoterapeutka, studiuje na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi. Działa w wielu fundacjach na rzecz osób z niepełnosprawnościami, pochłania wszystkie książki i gazety.

Jestem młodą kobietą. Patrzę na Polskę i jestem wściekła.

Wyrok Trybunału nie dał nam wyboru. Musiałyśmy wyjść na ulicę. Władza chce z nas zrobić inkubatory. Mam rodzić dzieci za wszelką cenę. Nawet, jeśli umrą po dwóch dniach. Zabierają nam prawo wyboru. Jestem przerażona.

To my, kobiety powinnyśmy podejmować decyzję, czy chcemy donosić ciążę, czy chcemy urodzić. To jest nasz wybór. Każda kobieta ma własne sumienie i nikt nie powinien nas oceniać, ponieważ nikt nie znajdzie się w naszej sytuacji. Zmuszanie kobiet do porodu i macierzyństwa nie mam w sobie nic z obrony życia. Drodzy politycy. To nie wy rodzicie. Nie mówcie więc nam, jak i kiedy mamy to robić.

Brak dobrej opieki zdrowotnej, brak żłobków, brak urlopów. Politycy prawicy sprawili, że zachodzenie w ciążę jest po prostu niebezpieczne i nieodpowiedzialne. Wszyscy chcą, aby młode kobiety rodziły dzieci. Ale nikt nie pyta, czy naprawdę tego pragną, mają na to pieniądze, są gotowe psychicznie i ekonomicznie.

Organizuję protesty w Łodzi i mówię wam, że żadna z nas nie będzie szła sama. Na protesty nie wychodzimy dla przyjemności, to nie są spacery. Władza próbuje nas zastraszyć, psikając gazem pieprzowym prosto w oczy i bijąc pałką teleskopową. Poniżają, upokarzają, znęcają się psychicznie, wywożąc nas do komisariatów za miasto.

To, co było zdobywane z wielkim uporem ponad 100 lat temu, jest nam dzisiaj w XXI wieku odbierane. Zdeptali naszą godność. Nie możemy zadecydować, kiedy użyć antykoncepcji. Zastraszani ginekolodzy w obawie przed utraty pracy i prawa wykonywania zawodu zasłaniają się klauzulą sumienia i nie wypisują recept.

W Polsce leczenie niepłodności nie istnieje. Dla moich znajomych, par starających się o dzieci, brak finansowania metody in vitro to wyrok. Młodzi ludzie nie mają pieniędzy, aby kupić mieszkania, dostać zdolność kredytową, a co dopiero wydać kilkanaście tysięcy na zabiegi in vitro.

Kobiety zawsze były dyskryminowane. Mimo większego wykształcenia, zarabiają mniej i nie obejmują najważniejszych stanowisk i zarabiają średnio 20% mniej od mężczyzn. To uwłaczające, gdy kobieta podczas rozmowy kwalifikacyjnej słyszy pytania dotyczące jej dzietności: czy planuje w najbliższym czasie urodzić dziecko albo, czy ze względu na dzieci będzie często chodzić  na zwolnienie.

Prawa kobiet w Polsce są ustanawiane przez mężczyzn. Mężczyzna nie może być katem decydującym za kobietę. To, co jest dobre dla mężczyzn, nie zawsze jest dobre dla kobiet.

Młode kobiety, które rozpoczynające dorosłe życie w Polsce, oczekują wsparcia, a nie więzienia.

Maciej Rauhut - wolność

Pochodzi z Krapkowic, 14-latek, uczeń 8. klasy szkoły podstawowej. Lubi koty (ma ich cztery) i interesuje się polityką. Słucha rocka i gra na gitarze. Główny bohater głośnej historii opisywanej przez media: do jego domu w trakcie zdalnych lekcji weszła policja. Zastraszali go, grozili sądem i więzieniem za udostępnienie na Facebooku informacji o Strajku Kobiet w Krapkowicach.

Nazywam się Maciek Rauhut. Mam 14-lat i przyjechałem z Krapkowic na opolszczyźnie. Klaudia przede mną mówiła o strajku kobiet. O tym jak nasze państwo odbiera kobietom wolność. Ja też chciałbym opowiedzieć państwu moją historię związaną z protestami.

No więc siedzę w sobie w domu, bo pandemia. Jest środa. Na komputerze trwa właśnie zdalna lekcja polskiego. Pan Tadeusz i te sprawy.
Nagle: walenie do drzwi! Otwieram. Wpada do mnie do domu dwóch wielkich smutnych panów. To policjanci. Jeden z nich to zastępca komendanta.

Pohukują na mnie, krzyczą. Mówią, że pójdę na cztery lata do poprawczaka, a potem na cztery lata do pudła. Grubo. 8 lat za kratkami to jednak sporo czasu z perspektywy 14-latka. Pytam się za co. No bo skoro już mam iść siedzieć na 8 lat to chciałbym przynajmniej wiedzieć za co, jak mnie koledzy z celi będą pytać.

Policjanci mówią, że za to, że na Facebooku udostępniłem post informujący o strajku kobiet. To oznacza, że nawoływałem do czynu zabronionego. Ale nie jest źle. Jest szansa na uniknięcie pudła. Powiedzieli mi tylko, że nie mogę pojawić się na strajku w Krapkowicach, bo uznają mnie za organizatora nielegalnego zgromadzenia i postawią przed sądem.

Podsumujmy: dwóch smutnych panów, którzy nachodzą w domu 14-latka bez żadnych podstaw, grożą mu więzieniem za udostępnienie posta na facebooku, mówi mi, że to JA złamałem prawo. Dwóch policjatów, którzy nadużywają swoich uprawnień, łamią prawo i konstytucję, próbując mnie zastraszyć.

Proszę państwa. Nie jestem człowiekiem złośliwym. Naprawdę chcę dobrze. Dlatego postanowiłem przygotować małą instrukcję dla panów policjantów, żeby wiedzieli na przyszłość jak działa internet i jak obsługiwać Facebooka.

Panowie policjanci! Tak wygląda post na facebooku. Ma on różne funkcje!

Po Panów lewej stronie znajduje się przycisk „Lubię to”. Ale ciekawym smaczkiem jest fakt, że gdy najedzie się na niego kursorem, to wyskakuje jeszcze kilka fajnych reakcji, których może pan użyć. Na środku jest przycisk „Komentarz”. Kiedy pan na niego kliknie, albo go dotknie, może pan wyrazić swoje zdanie na jakiś temat, albo wysłać uśmiechniętą buźkę.

Natomiast po panów Prawej stronie jest przycisk, za którego użycie idzie się na 8 lat do ciupy. To jest właśnie przycisk udostępnij. Wystarczy go kliknąć i udostępnia pan wybrany post na swoim profilu. Możecie panowie na przykład udostępnić filmik, na którym bawią się ze sobą małe kotki. Natomiast pamiętajcie, że jeśli go udostępnicie, to nie znaczy jeszcze, że są panowie organizatorem ich zabaw, albo właścicielami kotków.

Ale wracając do rzeczy poważnych. Do wolności. Kiedyś Kazik Staszewski napisał „Wolność. Po co wam wolność macie przecież telewizję, czasem zezwolenie demonstracji ulicznych”. Ale wiecie co jest najgorsze? Że nawet to zjednoczona prawica nam próbuje odebrać. Chciałbym skierować te słowa do człowieka, który jest za to wszystko jest odpowiedzialny. Panie prezesie Kaczyński! Jest pan grabarzem wolności!

Pana prywatna policja wchodzi mi do domu, straszy więzieniem i sądem.
Zastrasza moją rówieśniczkę – czternastolatkę z Olsztyna. Kilka dni później rzuca siedemnastoletniego Janka na ziemię, mówi do Niego „Na ziemię, szmato”, poddusza, zakuwa w kajdanki i trzyma kilkadziesiąt godzin celach. Łamie ręce dziewiętnastolatce, zatrzymuje sześćdziesięcioczteroletniej Babcię Kasię i odbiera jej potrzebne leki. Pan nie tworzy państwa, tylko folwark, panie prezesie. Kraj silny wobec słabych i słaby wobec silnych. Taki, które napada na 14-latka, ale nie potrafi załatwić podstawowych spraw jak organizacja szkół albo szczepionek.

Ale ja się pana nie boję! Będę niezłomny, tak jak niezłomni są wszyscy moi rówieśnicy. Jesteśmy zagrożeniem dla pana i pana partii. Bo jesteśmy wolni i będziemy o tę wolność walczyć. Wyborów głosami młodych pan nigdy nie wygra i ja to panu obiecuję! Bo przyszłość jest teraz. A Lewica zrobi to lepiej. Dziękuję wszystkim! Solidarność i odwaga naszą bronią!

Matylda Szpila - klimat

pochodzi z Krakowa, studiuje historię sztuki w Krakowie. “Poza sztuką interesuje się również teorią feministyczną, polityką Polski i Wielkiej Brytanii, grafiką i filmem.”

Mówiąc o klimacie nie da się mówić o “dobrych i złych” wiadomościach. Są tylko złe. Regularnie biorę udział w strajkach klimatycznych i sama doświadczyłam jak traktowani są młodzi ludzie walczący o środowisko. Jesteśmy zastraszani, legitymowani przez policję, aresztowani, ciągani po sądach, stawia się wobec nas zmyślone zarzuty, stosuje przemoc. Mam znajomych których spotkała przemoc ze strony policji podczas grudniowego młodzieżowego strajku klimatycznego. Za co? Za walkę o przyszłość planety na której mieszkamy? Tak traktowane są osoby, które poczuły w sercach obowiązek, by w końcu zająć się problemem wywołanym przez poprzednie pokolenia. I problemem przez poprzednie pokolenia zaniedbanym. Robimy robotę za nich, a oni i tak próbują nas powstrzymać. Dlaczego? Kto na tym zyskuje?

Jako młodzi ludzie musimy już teraz uporać się z suszami, zwiększoną ceną żywności, trudniejszym dostępem do wody, masową emigracją ludzi chcących uciec z terenów dotkniętych przez suszę i innymi skutkami katastrofy klimatycznej. To problemy które wpłyną na życie każdego i każdej z nas i nie da się ich zignorować. Pandemia pokazuje, że nawet jeśli katastrofa zagląda nam prosto w oczy, to rządzący myślą, wystarczy je zamknąć i problem zniknie. Dlatego tym bardziej to my, w pełni świadomi problemu, musimy bić jak najgłośniej na alarm, ale nie może być to już dłużej bezmyślne wołanie.

To co najistotniejsze, to w końcu jasne wskazanie faktycznych źródeł problemu i jego faktycznych rozwiązań. Miło jest myśleć sobie, że w pojedynkę dasz radę zmienić świat. Ale promowanie indywidualnych rozwiązań całego problemu ma jedynie na celu odwrócenie uwagi od faktycznych winowajców. To nie jednostka wywołała katastrofę klimatyczną i nie jednostka ją zatrzyma.

To co musimy zrobić, to w końcu pociągnąć do odpowiedzialności wielkie koncerny, omijające wytyczne dotyczące ochrony środowiska, przenosząc po prostu swoją działalność do krajów gdzie takich wytycznych nie ma. Korporacje, którym zanieczyszczanie środowiska się opłaca. Bo miło jest myśleć, że uratujesz planetę używając metalowych słomek i segregując śmieci. Ale to nic nie da gdy w tym samym czasie wlewane są do rzek hektolitry zanieczyszczeń z tysięcy fabryk.

Musimy postawić na źródła energii które są mniej szkodliwe dla środowiska i mogą dostarczyć odpowiednią ilość energii. Bo czysta energia nie może być nikłym procentem całości, na to jest już dawno za późno. Czysta energia musi grać pierwsze skrzypce. I musimy w tej kwestii rozważyć wszystkie opcje, w tym energię atomową, by znaleźć jak najlepsze rozwiązanie.

Niesamowicie ważnym działaniem dla polskich miast jest wsparcie transportu publicznego. Kraków, w którym mieszkam, okrył się już wątpliwą sławą przez swoje zanieczyszczone powietrze. Mimo to, zamiast zachęcać do korzystania z transportu publicznego, miasto podwyższa ceny i likwiduje bilety semestralne dla studentów. W mieście uniwersyteckim studenci zostali więc wykluczeni komunikacyjnie. Co zatem teraz nastąpi? Część przesiądzie się z pewnością do samochodów, jeszcze bardziej zanieczyszczając nasze powietrze, którym już wcześniej ledwo dało się oddychać.

Musimy mieć tego pełną świadomość - rzeczywistość wygląda tak, że w sprawę klimatu potraktowano jak pracę zaliczeniową, do której usiedliśmy w ostatnim możliwym momencie, a termin mieliśmy wczoraj. Ale mimo to, nie możemy się poddać! Musimy zrobić wszystko co możemy. Dopóki jeszcze możemy. I właśnie to na nas, młodych spada odpowiedzialność by złagodzić skutki katastrofy klimatycznej. Bo inaczej nie będzie komu budować lepszej przyszłości.

Bartosz Sieniawski - mieszkalnictwo

Pochodzi z Krakowa, socjalista, patriota. Aktywista od 16. roku życia, obecnie pracownik i student na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Ostatnio, kiedy uczyłem się do egzaminu późnym wieczorem, napisała do mnie koleżanka. Właściciel jej mieszkania pod jakimś błahym pozorem próbował wprosić się na niezapowiedzianą wizytę. Siedziałem akurat nad przepisami dotyczącymi naruszenia miru domowego, pod co podchodzą między innymi niezapowiedziane wizyty od landlordów. Dałem znać znajomej, że właściciel nie ma prawa jej nachodzić, kiedy mu się podoba. Co zrobił wyżej wymieniony, kiedy mu to przekazała? Wysłał jej SMS-a, że wypowiada jej umowę najmu.

Historia mojej znajomej kończy się dobrze, umowa nie przewidywała tak gwałtownego rozwiązania bez wyraźnego powodu, ale ta przygoda natchnęła mnie do przeanalizowania sytuacji lokatorów w Polsce.

Lokatorzy często są traktowani przez właścicieli mieszkań jak przykra konsekwencja zbieranych co miesiąc opłat. Jesteśmy żywym towarem, którego życiowym celem, według kamieniczników, jest regularne płacenie. Brak szacunku do wynajmujących mieszkania przejawia się nie tylko w takich historiach jak ta mojej znajomej, ale także w absurdalnie wysokich czynszach, czy mikroskopijnych metrażach mieszkań. Każdy z nas przecież musi gdzieś mieszkać - a ciężko o poczucie bezpieczeństwa w momencie, kiedy w kwestii mieszkaniowej mamy do wyboru małą i drogą kawalerkę, dzielenie lokum z kilkoma osobami albo kredyt i próba kupienia czegoś swojego, co w dobie patodeweloperki też nie daje 100% pewności i spokoju.

Niestety - polska polityka mieszkaniowa nie ma w sobie niczego skutecznego. Jedynym pomysłem władz jest rozpoczynanie kolejnych programów z plusem w nazwie i szumne przecinanie wstęg, za czym w praktyce jednak nie idzie nic, co mogłoby rozwiązać kryzys mieszkaniowy w Polsce. Rynek mieszkań jest chaotycznym, zarządzanym przez banki i deweloperów bąblem, który raz szybko pęka, a raz rośnie do wielkich rozmiarów. W tym wszystkim jesteśmy my - młodzi dorośli, rzuceni od razu na pastwę kapitału i czynszów. A to wszystko pomimo tego, że kwestię mieszkań w Polsce można rozwiązać inaczej.

Jestem tutaj, bo tylko partie lewicowe, tylko socjaliści i socjalistki, mają pomysły na rozwiązanie problemu mieszkaniowego w naszym kraju. Tylko oni traktują tę kwestię jako priorytet. Lewica mówi wyraźnie: każdy człowiek ma prawo do godnego mieszkania. Da się to urządzić lepiej - i my to zrobimy!

Angelika Słowińska - świeckie państwo

P**ochodzi z Nowej Soli, studiuje prawo na Uniwersytecie Zielonogórskim. “Moimi zainteresowaniami są polityka, zwierzęta oraz sport, sztuka (impresjonizm).”**

Wiecie, że w zeszłym roku w Zielonej Górze miały miejsce największe protesty w historii tego miasta? Zaraz po ogłoszeniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego wyszłyśmy na ulicę. Kiedy organizowałyśmy z koleżanką, we dwie, jeden z pierwszych marszy, spodziewałyśmy się małej pikiety. Okazało się, że przyszło ponad tysiąc osób. Wśród nich moje przyjaciółki, koleżanki, setki dziewczyn takich jak ja - młodych kobiet, które kiedyś być może będą chciały założyć rodzinę. I które boją się, że PiS im to uniemożliwi. Byłyśmy pod biurami posłów partii rządzącej, ale marsz zakończyłyśmy pod kurią.

Mam dość tego, jaki wpływ ma Kościół na życie kobiet w tym kraju. Dlaczego nie możemy - jak Niemki, Czeszki czy Brytyjki - normalne przerywać ciąży? Dlaczego środki antykoncepcyjne są takie drogie? Dlaczego szkoły nie prowadzą normalnej, europejskiej edukacji seksualnej? Dlaczego nie próbują racjonalnymi, nowoczesnymi metodami chronić dziewczyn przed niechcianą ciążą? Dlaczego Polska jest jedynym krajem w Europie, gdzie nie można normalnie kupić tabletki “po”?  Jak to możliwe, że w XXI w. o moim zdrowiu ma decydować wyznanie lekarza, który mnie leczy? Co mnie obchodzi, czy jest katolikiem, muzułmaninem czy ateistą?

Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego kwestie, które w całej Europie są oczywiste, w Polsce budzą takie emocje? Bo tutaj władzę tak naprawdę sprawuje grupa starszych panów w sutannach. Panów, którzy próbują nam mówić, jak na kazaniu, co to jest grzech. Uważają, że lepiej od nas wiedzą, jak mamy myśleć o swoim ciele, o seksie, o ciąży czy o aborcji. Panowie biskupi - nie głosowałam na was. Nie obchodzi mnie, co uważacie. Nie macie władzy nade mną ani nad setkami tysięcy młodych Polek. Nie ufamy Wam, nie jesteście dla nas autorytetem. Macie pełne prawo nauczać wiernych swojego kościoła, wskazywać im drogę, jeśli tego od was oczekują. Ale ja nie potrzebuję waszych kazań, nie odmawiam z wami różańca. Dla mojego pokolenia wasze słowa brzmią czasami jak obcy język. Tymczasem tym językiem pisane jest w Polsce prawo.

Ostatnie miesiące to był czas niezwykle trudny, ale też pod wieloma względami wspaniały. Poznałam dziesiątki kobiet i dziewczyn, które myślą tak jak ja. Wiele z tych znajomości już ze mną zostanie - poznałyśmy siłę solidarności, siostrzeństwa, przyjaźni. Zobaczyłyśmy, że władza kościoła i zależnych od niego polityków się kończy, zrozumiałyśmy, jakie jesteśmy silne. I wierzę, że musimy tę walkę wygrać, bo my walczymy o swoje życie.

Łukasz Michnik - wsparcie i ochrona zdrowia

Pochodzi z Olsztyna, olsztyński działacz społeczny i lokatorski, prywatnie student stosunków międzynarodowych i instruktor żeglarstwa. W starostwie powiatowym działał w obszarze oświaty i kultury w regionie. Pracując w konsulacie generalnym w Edynburgu pomagał lokalnej społeczności polonijnej.

Mam 23 lata i żyję w państwie, w którym każdego roku miliony marzeń młodych ludzi zmieniają się w miliony złudzeń. Żyjemy wpojonym nam bezmyślnie na lekcjach WOSu mitem III RP, która ma być dla młodych krainą mlekiem i miodem płynącą, gdzie rzekomo wszystko podaje się nam na tacy.

Co chwilę słyszymy od starszych, jak niesamowite perspektywy stoją przed nami. Mówią nam o wielkich możliwościach. Możemy zwiedzać świat, uczyć się języków, założyć firmę. W nas jest przyszłość. To czego nie mówią, to że nasza przyszłość określona jest przez ich błędy.

Brutalna prawda jest taka, że nasze pokolenie średnio do 35 roku życia mieszkać będzie z rodzicami. Nasze pokolenie zaharowuje się na kasie, słuchawce, taksówce. Nie po to, by coś mieć, ale po to by móc wziąć kredyt, który spłaci po 30 latach. Wynajmujemy klity w wielkiej płycie za 2 tysiące miesięcznie od ludzi, którzy dostali te mieszkania od państwa.

W dodatku prawdopodobnie nie mamy co liczyć na jakiekolwiek emerytury. O ile oczywiście ich dożyjemy, bo w spadku nasze pokolenie dostało też katastrofę klimatyczną, która nieubłaganie zmierza do zakończenia życia na naszej planecie. To jest nasza codzienność. Nie żadne wielkie perspektywy, a życie na kredyt, praca na śmieciówce i ciągły stres.

To wszystko sprawia, że powoli umieramy. Z lęku i samotności. W niespełnieniu i niedowartościowaniu.

Zaburzenia depresyjno-lękowe stały się już naszą chorobą cywilizacyjną. Polska zajmuje drugie miejsce pod względem samobójstw nieletnich w Europie. Mamy obecnie 465 psychiatrów dziecięcych, szpitale psychiatryczne dla młodych są przepełnione i niedofinansowane. Coraz częściej odmawia się przyjęcia osobom z myślami samobójczymi, a kolejne oddziały są po prostu zamykane.

Lewica od lat mówi o tym, że dobre usługi publiczne to podstawa państwa. A wciąż Polska jest czwarta od końca w Unii Europejskiej pod względem wydatków na zdrowie w UE. To musi się zmienić. Opieka psychologiczna i psychiatryczna to dziś priorytet. Czas w końcu wprowadzić ustawę o zawodzie psychologa. Czas kompleksowo zadbać o pomoc psychiatryczną dla dzieci i młodzieży.

Ale to nie wszystko. Leczmy objawy, ale pamiętajmy o przyczynach. Śmieciowa praca, niskie pensje, kosmiczne ceny kupna i najmu mieszkań, niepewność przyszłości, a to wszystko zalane nienawiścią szerzoną przez partie rządzącą i kościół katolicki.

Jeśli wciąż będziemy pozwalać na to, żeby elita władzy odbierała nam człowieczeństwo ze względu na orientację seksualną czy płeć to będziemy cierpieć. Nawet jeśli poziom naszej opieki psychiatrycznej będzie najwyższy na świecie. Jeśli postacie takie jak Ziobro będą hodować w ministerstwie sprawiedliwości armie trolli, by szerzyć nienawiść w internecie to ludzie będą cierpieć. Jeśli Czarnek wciąż będzie kpił z dziewczyn, które zmagają się z nadwagę to one będą cierpieć. Jeśli hierarchowie kościelni z ambon będą porównywać społeczność LGBT do zarazy, to ludzie będą cierpieć.

Czas przerwać tą spiralę cierpienia. Czas poważnie zająć się problemem warunków psychicznych i materialnych młodych ludzi. Czas zmienić ten system, bo zasługujemy na równość, na wolność i na bezpieczeństwo. I musimy to zrobić my, młodzi. Nikt za nas tego nie zrobi.

Jakub Pietrzak - LGBT

Pochodzi z Warszawy, studiował filozofię na Uniwersytecie Warszawskim,współzakładał Studencki Komitet Antyfaszystowski i platformę na rzecz osób LGBT. Lubi polską kuchnię, rosyjską filozofię i włoskie horrory.

Chcę dzisiaj mówić o wolności i sytuacji osób LGBT, ale z każdym rokiem, z każdym miesiącem, jest mi coraz trudniej mówić o tym z dystansem. Coraz trudniej z dystansem i spokojem mówić mi o sobie, o moich przyjaciołach, ale również o tych wszystkich obcych mi chłopakach i dziewczynach, którzy nadal, każdego dnia, w szkole i w domu, doświadczają piekła.

70 proc. osób LGBT ma myśli samobójcze. 70 proc. młodych Polek i Polaków – dzieci, które w zasadzie jeszcze nie zaczęły swojego życia, poważnie myśli o jego zakończeniu, bo każdego dnia przeżywają piekło za to kim są. Wszyscy znamy Dominika z Bieżunia i Milo, która skoczyła z Mostu Łazienkowskiego do Wisły, ale takich osób są setki, tysiące. Wszyscy znamy kogoś takiego.

Mamy już tego dosyć. Mamy dosyć nacjonalizmu, homofobii i kłamstwa. Mamy dosyć szczucia na nas i naszych przyjaciół. Mamy dosyć władzy, dla której nie jesteśmy ludźmi, tylko ideologią. Mamy dosyć kościelnych hierarchów, którzy robią wszystko, żeby chronić swoich kolegów-gwałcicieli i mają czelność nas nazywać zarazą. Mamy dosyć uśmiechania się, kiedy przez całe życie pluje nam się w twarz i traktuje jak gorszych. Mamy dość fałszywych sojuszników, którzy tchórzą, zamiast nas wspierać. Mamy dość dziennikarzy, którzy latami promowali w swoich programach skrajną, fundamentalistyczną prawicę, żerując na taniej kontrowersji i naszej krzywdzie, a teraz są pierwsi, żeby nas pouczać. Mamy dosyć polityków, dla których osoby LGBT to zabawna, kolorowa maskotka, z która dobrze zrobić sobie zdjęcie na Marszu Równości (ale tylko w wielkim mieście, tylko przed wyborami), a potem można nas olać. Mamy dosyć obłudy. Mamy dosyć tchórzostwa. Mamy dosyć słuchania o tym, że jesteśmy tematem zastępczym i przeszkodą do wygranej z PiS-em. Tchórzostwem nigdy nie wygracie.

Nie będziemy dłużej udawać, że kochamy swoich wrogów. Nie będziemy pozdrawiać tych, którzy na Marszach Równości życzą nam śmierci. Którzy rzucają w nas kamieniami, butelkami i słoikami z moczem. Wrzeszczą, grożą nastolatkom gwałtem i pokazują gesty podrzynanego gardła. Przeżyliśmy Białystok, przeżyliśmy Lublin. Przestajemy Was prosić o nasze prawa – my żądamy naszych praw. Żądamy związków partnerskich, żądamy pełnej równości małżeńskiej, żądamy ochrony przed mową nienawiści, żądamy równościowej edukacji.
Walczymy nie tylko o siebie. Walczymy o dzieciaki, które są teraz same w małych miasteczkach i w toksycznych rodzinach. Jesteśmy tu dla nich, ale walczymy o równe prawa wszystkich obywateli i obywatelek. Jesteśmy na protestach kobiet i na marszach antyrasistowskich, jesteśmy działaczami i działaczkami ruchu antyfaszystowskiego, wspieramy pracowników w ich walce o godność, upominamy się o klimat. Robimy to, bo rozumiemy czym jest prawdziwa solidarność. Doskonale rozumiemy, że pełnię praw można zdobyć tylko we wspólnej walce. Mamy dosyć kagańców i kajdan.

Kończy się czas radosnych, potulnych gejów. Nie obchodzą nas partyjne gierki i układy z biskupami. Idziemy po to, co się nam należy. Albo będziecie mieć odwagę, żeby nie tylko gadać, ale też działać na rzecz praw człowieka, albo już zawsze będziecie tchórzami. Lewica odrobiła tę lekcję. Dlatego cieszę się, że mogę być tu dzisiaj z Wami i wspólnie walczyć o wolność Waszą i naszą.

Zdjęcia: Dawid Dobrogowski