Wysoka Izbo,

Będzie nas w Polsce więcej niż dotąd. Będziemy mówić nie tylko po polsku. Będziemy żyć w społeczeństwie bardziej różnorodnym. Muszą temu podołać nasze szpitale, nasze urzędy, nasze firmy, nasze szkoły. Trzeba powiedzieć to uczciwie - to olbrzymie wyzwanie. Kto wie, czy nie największe od 1989 roku. Ale w tę przyszłość nie ma co patrzeć ze strachem. Ostatnie dni pokazały, jak wiele możemy zrobić, kiedy działamy razem. Pokazaliśmy światu i samym sobie, że niemożliwe jest możliwe.

Milion ludzi już tu jest - trudno to sobie nawet wyobrazić. Tam, za polską granicą, sznur ludzi i samochodów ciągnie się aż po horyzont. Kilka dni temu byliśmy tam, razem z posłem Kosiniakiem-Kamyszem, z posłanką Emilewicz. Rozmawialiśmy z ukraińskimi władzami. Oni nie pozostawiają złudzeń - trwa exodus. Ten milion kobiet i dzieci, które już przekroczyły naszą granicę, to dopiero początek.

Osiemdziesiąt lat temu, kiedy Niemcy zburzyli Warszawę, moja babcia wyszła z ruin stolicy z jednym tobołkiem w rękach. To było wszystko, co jej zostało ze zbombardowanego domu. Dziś na warszawskich dworcach koczują ludzie, którym wojna znów zabrała wszystko. Hrywny, które mieli w kieszeni, straciły wartość. Uciekli tak, jak stali. Często nie mają ciepłych ubrań, ani nawet pieluch dla dzieci. Trzeba im pomóc.

Cała Polska zaangażowała się w tę pomoc. I to jest wielka rzecz! Zbieramy śpiwory i paczki z żywnością, organizujemy opiekę dla dzieci, szukamy tłumaczy, psychologów. Tysiące uchodźców nocują w polskich domach - na kanapie, na karimacie. Powstała wielka sieć wzajemnej pomocy. To wszystko wydarzyło się w ciągu kilku dni, całkowicie oddolnie. Na tej sali często padają wielkie słowa. Czasem to są słowa na wyrost. Ale dziś naprawdę możemy być dumni. To nasze pospolite ruszenie pokazało wielką siłę. Siłę prawdziwej solidarności.

Jednak wojna trwa. Tę nową, wojenną rzeczywistość trzeba zorganizować. Tu nie wystarczą najlepsze i najszlachetniejsze odruchy. Tak się na dłuższą metę nie da. Dlatego pomoc dla uchodźców musi przejąć państwo. To państwo musi zapewnić ludziom dach nad głową. Państwo musi dostosować szkoły i szpitale. Trzeba zagospodarować pustostany, zbudować szybko nowe mieszkania czynszowe. Państwo musi uregulować rynek i ochronić uchodźców przed wyzyskiem. Na ich dramacie nikt nie powinien się dorabiać. Potrzebujemy, jak nigdy wcześniej, państwa silnego i mądrze opiekuńczego.

Przed nami niełatwy czas. Coraz częściej słyszę od ludzi pytania: czy sobie poradzimy? Jakie będą konsekwencje tej wojny? Czy czeka nas gospodarczy dołek? Co będzie z cenami żywności? Co z mieszkaniami? Te pytania są zrozumiałe. Rząd musi na nie odpowiedzieć. Dobrze więc, że pracujemy dziś nad specustawą. Żeby opanować sytuację, trzeba działać szybko, dlatego nie będziemy zasypywać Państwa tysiącem poprawek. Ale kilka korekt jest potrzebnych.

Sprawa pierwsza, pilna: nie powinniśmy sztucznie dzielić rodzin. Przykład z życia wzięty: mąż - obywatel Ukrainy - został, żeby walczyć. Jego żona, pochodząca z Tadżykistanu, jest już w Polsce, razem z dziećmi. Dzieciaki mają ukraińskie obywatelstwo, ona nie. Wojna to dla nich taka sama tragedia. Nie ma co wprowadzać niepotrzebnych podziałów. Rodziny obywateli Ukrainy, ludzie którzy żyli tam od lat, mieli prawo pobytu - powinni być objęci ustawą, nawet jeśli nie mają ukraińskiego paszportu. To prosta zmiana, która bardzo pomoże ludziom - naprawmy to.

Dalej - praca. Uciekinierzy wojenni dostaną takie prawa, jak inni pracownicy. To słuszna zasada, popieramy ją. Ale równe traktowanie na papierze nie wystarczy. Setki tysięcy Ukrainek trafią na polski rynek pracy. Państwo musi zadbać o to by ich nie wyzyskiwano  żeby nie pracowały za głodowe stawki. To jest nasz wspólny interes. W tym trudnym, wojennym czasie musimy chronić gospodarkę przed spadkiem wynagrodzeń. Proponujemy wzmocnić Państwową Inspekcję Pracy, dać inspektorom silniejsze narzędzia. Odpowiednie ustawy Lewica już złożyła. Naprawdę wystarczy je przyjąć.

Wreszcie - ogromna część uciekinierów wojennych to dzieci. Tu liczy się każdy dzień, te dzieci muszą jak najszybciej trafić do szkół. Trzeba zrobić wszystko, żeby nie utworzyły się getta edukacyjne dla ukraińskich dzieci. Posłuchajcie Państwo proszę propozycji nauczycielskich związków zawodowych. Są rzeczy proste - takie jak wyprawka szkolna. Są też te trudniejsze. Trzeba wciągnąć do pracy z dziećmi nauczycielki, które trafiły do nas z Ukrainy, zorganizować pracę z dziećmi, które nie znają naszego języka. Potrzeba stabilnego finansowania dla szkół, do których trafią mali uchodźcy. Takie poprawki także zaproponujemy Państwu pod rozwagę.

Na to wszystko oczywiście potrzebne są pieniądze. Na szczęście nie jesteśmy sami. Polska jest częścią Unii Europejskiej. W tej nadzwyczajnej sytuacji możemy i powinniśmy dostać wsparcie od innych krajów. Tu nie ma co się krępować. Wojna zmienia wiele. Trzeba się w końcu porozumieć z Brukselą, Panie premierze. Natychmiast.

Nie będę czepiać się drobiazgów. Wiem, w jakich realiach powstawała ta ustawa. Ale muszę na koniec powiedzieć o jednej rzeczy. Wczoraj   ktoś - nikt nie wie kto - dopisał do projektu  przepis o bezkarności za nadużycia z czasów pandemii. Czy myśleliście, że tego nie zauważymy? To nie ma nic wspólnego z uchodźcami, panie premierze. To jest, mówiąc szczerze, po prostu żenujące.  To trzeba wykreślić.

Wojna tuż za naszą granicą, miliony uchodźców, problemy gospodarcze - przed nami naprawdę poważne wyzwania. Wierzę, że razem możemy sobie z nimi poradzić. Ale żeby to się udało, trzeba uczciwej współpracy, nie politycznego cwaniactwa. Polacy pokazali nam wszystkim empatię, solidarność i odpowiedzialność. Teraz czas, by na wysokości zadania stanęli także politycy i polskie państwo.

Adrian Zandberg, poseł Razem

Debata nad specustawą o pomocy uchodźcom z Ukrainy

https://youtu.be/13pW1JDmT-0